Mam nadzieję, że nie tylko ja jestem piernikowym łasuchem. Inaczej czułabym się piekielnie głupio.
Mój piernik staropolski 'kisi' się od połowy listopada w lodówce. To wyczekiwanie jest męczące, zatem dobrze jest zjeść coś równie dobrego na otarcie łez. Nie ma co zachwalać, trzeba spróbować!
Przepis zerżnięty z kotleta z małymi zmianami.
Przepis zerżnięty z kotleta z małymi zmianami.
3,5 szklanka mąki,
1 jajko,
1/2 szklanka miodu,
1/2 szklanka cukru,
2 łyżeczki cukru waniliowego domowego,
szczypta przyprawy do kawy i deserów (jeśli mamy, niekoniecznie),
10 g masła,
2 łyżki przypraw do piernika,
1 łyżeczka proszku do pieczenia,
1 łyżeczka sody,
1 spora łyżka jogurtu może być tłusty np 10%,
2 łyżki kakao.
Na nadzienie marmolada wieloowocowa (najlepiej twarda) lub powidła śliwkowe, morelowe.
Lukier:
2 łyżki soku z cytryny + 1 łyżka gorącej wody,
1,5 szklanki cukru pudru.
Do miski wsypać mąkę, kakao, przyprarwę do piernika, proszek do pieczenia z sodą, dodać jajko i jogurt.
Miód z masłem i cukrem + cukier waniliowy i przyprawą do deserów podgrzewać w małym rondelku, aż do zagrzania, czyli połączenia się składników i wytworzenia osadu powierzchniowego. Jeszcze ciepłą miksturą możemy zalać suche składniki. Wszystko połączyć mikserem z włożonymi mieszadłami, bądź trochę bardziej się namęczyć - zwykłą łyżką. Ciasto jest dość luźne, dlatego wkładamy je do lodówki na minimum pół godziny. Zasada jest taka: im dłużej leżakuje tym lepiej, więc można zostawić nawet na parę dni, ale jeśli komuś ślinka leci jest to niewykonalne. Czas można skrócić wkładając zamiast do lodówki do zamrażarki, ale wtedy pilnujemy konsystencji. Po wyjęciu ciasto dzielimy na dwie lub cztery części i wałkujemy za pomocą papieru do pieczenia lub folii spożywczej (bez tego nie da rady) na grubość ok 5mm. Odmierzamy foremką do wycinania ile nam się zmieści pierników na danym płacie i na każdy nakładamy po małej łyżeczce marmolady. Przykrywamy płat z marmoladą drugim płatem mniej więcej o tym samym kształcie i wycinamy kształty. Ciasto powinno bez problemu się skleić, ewentualne niedociągnięcia nie psują efektu końcowego. Zbieramy resztki i wałkujemy tak do końca świata dzieląc na podstawę i przykrywkę. Układamy pierniki na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia - u mnie zmieściło się 16 na jednej.
Pieczemy w nagrzanym piekarniku do 180 C przez 15- 20 minut. Szczerze mówiąc z czasem nie ma co przesadzać, bo robią się twarde i mniej wdzięczne. Kiedy tylko trochę ostygną smaruję je przygotowanym w międzyczasie lukrem, a następnie zamykam w słoiku na łakocie.
Gdzieś przeczytałam, że powinny leżeć 2 tygodnie żeby były mięciutkie. Te są wystarczające miękkie i po upieczeniu, i na drugi dzień, bo później można szukać wiatru w polu...
jejku, pysznie wyglądają!
OdpowiedzUsuńwygladaja smakowicie:)
OdpowiedzUsuń